16 marzec 2006

Babcia Haźbietka

Autor: elkaone. Kategorie: Galeria; Moja proza .

Babcia Elżbieta, powszechnie zwana Haźbietką*, mogłaby urodzić się pod gorącym słońcem Italii. Wtedy przynajmniej znane byłoby źródło jej temperamentu, który zresztą przekazała genetycznie swoim dzieciom, wnukom i prawnukom. Niektórzy z nich zastanawiając się nad źródłem stale ich trawiącego niepokoju, wiecznej pogoni, uczucia niedosytu, czasem, budząc się w obcym łóżku lub zastanawiając, skąd właściwie się wzięli w tej części globu, nagle uśmiechają się pod nosem, myśląc: Haźbietka.

Haźbietkę, lat 16, pełną życia, ciekawości, radości, wydano za mąż za Antosia. Niewiele starszy był jej zupełnym przeciwieństwem. Jego błękitne, jakby trochę wyblakłe oczy, patrzyły w jej czarne, miotające iskry źrenice spokojnie, a nawet trochę bezradnie. Ten niezmącony spokój miał mu się przydać jeszcze po wielekroć.

Wkrótce dochowali się gromadki dzieci, bo łagodny Antoś dosłownie rozumiał Pańskie polecenie ?kochajcie się i mnóżcie się?, a młoda żonka nie była od tego. Kręciła się więc całymi dniami po izbie, pomiędzy dziećmi a kuchnią, zamaszyście szurając sutą spódnicą. I pokrzykiwała na wszystkich – na dzieci, na Antka i kto się tam jeszcze pod rękę nawinął. A Antoni znosił to wszystko z tym samym niezmąconym spokojem. Czasem, raz na rok może, coś mu się nie udawało. Tak jak wtedy, kiedy zleciał ze stołka, na który nieuważnie stąpnął. ?Choliewska baba, nie powiedziała mi, że stołek krzywy?, zakrzyknął. I Halżbieta* zmilczała ten oczywiście nieuzasadniony zarzut. Trzeba było bowiem wiedzieć, że kiedy Antoś używa najstraszniejszego słowa z niewielkiego arsenału swoich przekleństw – choliewska – bezpieczniej jest milczeć.

Po pracowitych dniach nadchodził zmierzch. Pobożny Antoś dużo się modlił, często zasypiał z modlitewnikiem w ręku, a wieczory były takie długie! Z remizy dobiegały dźwięki muzyki. Ach, jak Haźbietka kochała muzykę, jak kochała śpiewać i tańczyć!

Wymykała się więc cicho z domu, ubrana w najsutsze spódnice, białą bluzkę i prawdziwe korale, nad którymi górowała jej okrągła, pyzata buzia z czarnymi włosami, równo podzielonymi na pół przedziałkiem. Rzucała się wir tańca. Tańczyła, jakby chciała duszę z siebie wytrząść. Potem biegiem wracała do domu i wślizgiwała się pod kołdrę, gdzie spokojnie posapywał niczego nieświadomy Antoś.

Obracał się i wpółsenny mruczał: coś ty taka spocona, Halżbieto?

Bo grzejesz, jak piec, Antosiu, odpowiadała czym prędzej Haźbietka, przytulając się do niego czule.

Nikt nigdy nie powiedział Antoniemu o nocnych eskapadach jego żony. A ona, kiedy po Antosiu została już tylko mała mogiłka na cmentarzu, pewnej Wielkanocy, mając z górą osiemdziesiątkę, wykończyła wszystkich mężczyzn ze swojej rodziny, wywijając oberki.

A potem zajrzała głęboko w oczy mojej chudej jak szczapa matce i oświadczyła: zastąpiłaś.** Jak to zgadła, pozostanie na wieki jej słodką tajemnicą. Nie zobaczyła już swojej pierwszej prawnuczki, bo pewnego czerwcowego dnia położyła się do łóżka i oświadczyła, że będzie umierać.

Jak powiedziała, tak też i zrobiła. A w trzy miesiące później zostałam Elżbietą.

*   po wiejsku – Elżbietka, Elżbieta

** po wiejsku – zaszłaś w ciążę

Zostaw komentarz

Kategorie

Linki poetyckie

Ludzie i miejsca

Archiwa