16 maj 2007

Pierwsza miłość

Autor: elkaone. Kategorie: Moja proza; Varia .

To było niepowtarzalne lato, spędzone na poligonie, wśród sosnowych lasów, za którymi szumiało ukochane morze. Ludzi, jak na lekarstwo, gdzieś w tle odgłosy wybuchających w czasie ćwiczeń artyleryjskich pocisków. Miałam dziesięć lat.

Twarda szczotka włosów, wymykających się wszelkim próbom ujarzmienia, kolana całe w strupach, odrywanych z upodobaniem, równym mojemu obrzydzeniu. Takim go zapamiętałam. Skąd mogłam wiedzieć, że to będzie pierwsza miłość w moim życiu? Przewodził bandzie chłopaków. Słuchali go bez zastrzeżeń.

Jakoś nagle dziwnie mało zainteresowany dzikimi wypadami i zabawą w wojnę, zaproponował mi wspólne zbieranie grzybów. Zbieraliśmy i zbieraliśmy, grzyby na poligonie można było kosić kosą. A między nami i grzybami coś rosło.

Po powrocie do domu mama kazała mi wyrzucić zbiory. Mówiła, że surojadki nadają się tylko do kosza. Bardzo płakałam. Moje piękne, ukochane grzyby do kosza! Wyrzucałam je z bólem; podobny można by czuć chyba tylko niszcząc stare listy miłosne. Wydawało mi się, że niszczę cały poprzedzający magiczny dzień. Że wszystko się kończy.

Ale po chyba dwu pustych dniach przyszedł kolejny, wielki. Dowódca poprosił mnie o spotkanie. Wezwał swoich żołnierzy. Stawili się w komplecie ze swoimi procami, drewnianymi mieczami, koalicyjkami, mapnikami i innymi akcesoriami, rąbniętymi z tatusiowej garderoby. Wpatrywali się w niego – w nas – wiernymi, choć trochę zdziwionymi oczami. A dowódca oświadczył: Od dziś oddziałem dowodzi ona – tu wskazał na mnie palcem. Macie jej słuchać, tak, jak dotąd mnie. Posłuch – o dziwo – był całkowity.

I tak do końca wakacji dowodziłam oddziałem świetnych chłopaków, a dowódca, teraz już mój podwładny, konsultował ze mną każdą podejmowaną decyzję. Nigdy już nie doświadczyłam takiego ogromu miłości.

Zostaw komentarz

Kategorie

Linki poetyckie

Ludzie i miejsca

Archiwa