16 maj 2007

Rozmyślania Tiranta Białego na uczcie u króla Francji

Autor: elkaone. Kategorie: Moja proza; Varia .

?Król, Królowa oraz Infantka spożywali posiłek przy osobnym stole, i mogę rzec wam bez żadnego zmyślenia, panie, że kiedy Infantka czerwone wino piła, przez niezwykłą białość jej skóry było widać, jak przełykiem jej spływa. I podziwiali to wszyscy, którzy tam byli.?*

Widząc, jak przez jej półprzezroczystą, delikatną skórę przeziera czerwień wypitego wina, jąłem marzyć. Ach, jak pięknie z tą mlecznobiałą skórą harmonizowałoby, połyskując lekko, nasienie, gdyby mi ust swoich dla rozkoszy użyczyć zechciała! Ach, jak pięknie wyglądać by musiał jej brzuch mną wypełniony! Od tych obrazów kręcić mi się zaczęło w głowie mocniej, niż bym wina czerwonego cały antałek jednym haustem pochłonął. A przecież nie o tym winienem był myśleć. ?Pas od miecza, który ciało rycerza spina w połowie, oznacza, że tak samo czystością rycerz winien być spięty?. Bardzo chciałem wstąpić do zakonu rycerskiego, lecz – myślałem – czy sił mi wystarczy na tę czystość, na uduchowienie? Bo że sił mi do walki stanie, tego mogłem być pewien. Moje młode ciało wyrywało się do walki, silne i pewne zwycięstwa. Tak samo, jak wyrywało się teraz do Infantki, a przedtem do każdej hożej dziewki, napotkanej w drodze. Ale com się znów nieco rozmarzył, przed oczyma stawał mi zacny pustelnik i słowa, jakiem do niego wyrzekł: Och! Miałbym się za nikczemnika i tchórza pozbawionego ducha, jeślibym wahał się śluby rycerskie przyjąć z powodu niewygód i prac, jakie zakon nakłada! Słów tych zamierzałem z całego serca dotrzymać, alem już widział, że proste to nie będzie. A Infantka wciąż piła wino.

Ja zaś jąłem marzyć. Co by się stało, gdyby jej spojrzenie padło na mnie? Co, gdyby dostrzegła skroś tłumu moją twarz, a w niej to, o czym marzyła podczas samotnych dziewiczych nocy – bezmierne oddanie tym zabawnym ruchom? Bezmierną chęć służenia jej nauką ze wszystkich sił i umiejętności? Gdyby znalazła w niej obietnicę spełnienia?

Wysoko sięgasz, Tirancie – pomyślałem, wysoko, mogą cię skrócić o głowę! Wszak infantka lada chwila ma zostać królewską żoną! A co tom ja gorszy od tych elegancików, od tych wymuskanych dworzan, z których każdy mieni się być jej równym? Przecieżem szlachcic, a że niebogaty…Ale za to przez naturę szczodrze obdarzon. Skoro nie mężem, przynajmniej kochankiem zostać mogę. Chciałem w myślach opisać ową szczodrość, aby – jakowymś sposobem wdarłszy się w infantki myśli – zachwycić ją i przekonać, że mógłbym konkurować z opisywanymi jej cichcem przez dwórki Negrami.

Aliści, kiedy już dobrałem odpowiednie słowa, kiedy natężyłem swą wolę do białości, znów wtrącił się pustelnik:

Widzę, żeś niedaleki od decyzji o porzuceniu zakonu. Wszystko przez te dziewki! Co też one takiego w sobie mają, bom już zapomniał? Pamiętaj jednak, com ci powiadał o tym, jak rycerz prawa zakonu traci:

?Oto hełm wiarołomcy. który zdradził błogosławiony zakon rycerski?. […]. Zaś heroldowie wołają głośno: ?Jak nazywa się ów rycerz?? Odpowiadają ich pomocnicy: ?Tak się nazywa?, nazywając go jego imieniem. Odpowiadają mistrzowie herbowi: ?Nie jest prawdą, że takie nosi imię ów nikczemny i podły rycerz, który tak lekce sobie waży zakon rycerski?. Mówią kapłani: ?Nadajmy mu imię?. Mówią obwoływacze: ?Jakie dostanie imię??. Odpowiada Król: ? Niech z wielkim potępieniem zostanie wyrzucony i wydalony ze wszystkich naszych ziem i królestw ów rycerz nikczemny, który chciał pogardzić wysokim zakonem rycerskim?. […..] ?Twoje prawdziwe imię od teraz i na zawsze będzie brzmiało: zdrajca?. Ależ czcigodny ojcze, zaprotestowałem, co inkszego porzucenie zakonu, a co inkszego czystości dotrzymanie, które dla rycerza niezmiernie jest ciężkim. Ja zakonu porzucać nie myślę. I w głowie mojej zobaczyłem wówczas, jak pustelnik z niedowierzaniem głową swą kręci. Ale zamilkł. A ja do swoich marzeń wróciłem.

Wypędziwszy na koniec – i jak błędnie mniemałem – raz na zawsze – pustelnika ze swych myśli, jąłem rozglądać się po sali biesiadnej. Zabawa wrzała w najlepsze, gdy mnie na marzeniach miast hulanek czas upływał, aliści pewne znaki wskazywały, że powoli ku końcowi zmierza. W imaginacji swojej ujrzałem puste obszerne łoże i dreszcz mię przeszedł. Nie myślałem w tych zimnych murach nocy przepędzać sam. Ale też i marzenia o infantce i powabach jej przezroczystej skóry odebrały mi z kretesem chętkę na figle z hożymi kuchennymi dziewkami. Wiedziałem, że moje sny ziścić się nie mogą, a już na pewno nie tego wieczoru. Jednak wciąż miałem ją przed oczami, a moja nieusłuchana wyobraźnia poczęła płatać mi figle, którym folgując wraz poczułem, że mi się pantalony przyciasne uczyniły. Westchnąłem ciężko na myśl, że może będę musiał własnoręcznie im ulżyć, gdy nagle wzrok mój padł na jedną z dwórek, w bezpośredniej bliskości infantki siedzącą. Była to bliska krewna infantki, Agnes, córka księcia Berri. Śmiała się wesoło, ukazując ząbki, niby perły jakoweś. Strzelała przy tym czarnymi oczami na wszystkie strony. Jedna z tych strzał i mnie ugodziła, a po raz pierwszy chyba nie tylko w przyrodzenie, ale i prosto w serce. Agnes niechybnie zoczyła moje zachwycone spojrzenie, bo zaśmiała się znowu i jęła szeptać coś infantce w ucho. Ta uśmiechnęła się leciutko i przez stół zawołała: a chodźcież tu do nas rycerzu, chcielibyśmy osobiście poznać dzielnego młodzieńca , co służbie zakonowi swoje życie poświęcić pragnie. Poderwałem się na te słowa, a głowę skłaniając nisko zdążyłem jeszcze dojrzeć cień, który zasnuł śliczne oczy Agnes na wieść o zakonnym moim powołaniu. Nie martw się, śliczna panno, nie taki zakon straszny, jak go malują – pomyślałem. Dziś jeszcze będziesz moją, a da Bóg, to i na zawsze.

– A Ty mi Boga do swoich chuci sprośnych nie mieszaj – ozwał się znowu w głowie mej pustelnik, alem ani myślał go słuchać. Oczami duszy widziałem był już chętną dwórkę w swoim łożu, jej czarne loki na poduszce rozsypane, jej czarne oczy rozkoszą przymglone, której dać jej zamiarowałem bez granic, nie szczędząc sił i talentów, com je od Stwórcy otrzymał, a w licznych zamtuzach udoskonalił. Skłaniając głowę przed Królem i infantką odczułem z nagła, że jej przezroczysta skóra jakoś mniej pożądaną mi się zdaje, niźli śniade liczko dwórki. Wspomniał żem też opowieści, iże kobiety o takiej skórze gorętsze ponoć od bladawców bywają. Na potwierdzenie opowieści tych zoczyłem w oczach Agnes ten błysk, który kazał mi odtąd myśleć tylko o jednym: niechby się już ta uczta skończyła!

Tymczasem infantka coś do mnie mówiła (czego niestety nie wspomnę), na koniec tylko usłyszałem: Agnes, moja krewna i przyjaciółka. Klęknąwszy zatem przed Agnes na gołej ziemi, tak zacząłem prawić: ? – Jako że słynne są, pani, Twoje cnoty, ród i wielka uroda, a także wdzięk i mądrości oraz inne zalety, które odkryć się dają w postaci twojej, bardziej podobnej aniołom niż ludziom, pragnę ci służyć. Dlatego błagam, pani, o łaskę, byś w życzliwości swojej zechciała podarować mi tę piękną broszę, którą na piersi nosisz. I jeśli w łaskawości swojej dasz mi ją, przyjmę i będę nosił chętnie ku twojej czci. Przysięgam na świętości ołtarza służyć ci i pozwać jednego z rycerzy do walki pieszej lub konnej, na śmierć i życie, w zbroi lub bez, na taki sposób, jaki uzna on za najlepszy. – Ach, broń Panie Boże! – zawołała piękna Agnes. – Przez tak błahą i niewielkiej wartości rzecz chcesz na zamknięte pole wchodzić i walczyć na ostre, niepomny niebezpieczeństwa śmierci albo zranienia, na jakie się niechybnie narazisz? Lecz bym nie została zganiona przez damy i panny oraz zacnych rycerzy godnych największych honorów, chętnie się na to zgodzę w obecności Pana naszego, Króla i [wkrótce] małżonki jego, Królowej, żeby nie odebrano Ci nagrody za piękne czyny oraz rycerskiego honoru. Weź więc tę broszę własnymi dłońmi.?

Bardzo byłem kontent z odpowiedzi pięknej Agnes. ?A że brosza splątana była z wiązadłami sukni, nie dało się jej odpiąć inaczej, jak rozplątując sznurki, a rozplątując je, dotknąć musiałem rękami piersi panny.? Wtem zagrały rogi, król z infantką wstali, a wszyscy biesiadnicy takoż, aby ich pożegnać. Wtedy z ust infantki spłynęły błogosławione słowa: Chcielibyśmy prosić was, mości rycerzu, byście naszą ukochaną Agnes bezpiecznie do jej komnat odprowadzili, skoroście już do niej na służbę przystali.

Skłoniłem się na tyle głęboko, na ile pozwalały mi z minuty na minutę ciaśniejsze pantalony, ująłem smagłe ramię Agnes i zaprowadziłem ją bezpiecznie wprost do swego łoża. Panna zdziwioną się być nie wydawała, ledwośmy jednak figlować poczęli, w mojej głowie zadźwięczał głos pustelnika: Ho, ho, jeśli w boju, jak w łożu będziesz sobie poczynał, rycerz z ciebie będzie, co się zowie, a i zakon się ciebie nie powstydzi. A zamilczże, paskudny voyeurysto, jęknąłem i z całą mocą skupiłem się na zaczętym dopiero co dziele, do którego i ona z nie mniejszą od mojej ochotą się zabrała. (?Zwykłem zdobywać panny jeno w tajemnej komnacie, a jeśli taka jest wonna i pachnie cybetem, tym więcej mam przyjemności.?) A choć okazała się być dziewicą, co mnie zdziwiło niepomiernie, jednakowoż naturalnym talentem do pieszczot się odznaczając, niewymowną rozkosz swymi usteczkami, jako róże, a takoż smukłymi paluszkami mi uczyniła. Widać prawdę o tych smagłych gadali…

Świt zastał mnie zmęczonym, lecz skorym do nowych wyzwań, a pannę jeszcze po stokroć piękniejszą, niż się nocą zdawała, z wygładzonymi rozkoszą rysami, pełną chęci do nowego oddania. Co z radością spełniłem.

(*wszystkie cytaty – Joanot Martorell, ?Tirant biały?)

Zostaw komentarz

Kategorie

Linki poetyckie

Ludzie i miejsca

Archiwa